piątek, 14 marca 2014

When the Wind Blows/A Gdy Zawieje Wiatr (1986)



Have you heard what they said on the news today
Have you heard what is coming to us all?

Jimmy Murakami nie jest znanym reżyserem, w zasadzie to zrobił tylko kilka filmów, a raczej animacji. Nie znam reszty jego twórczości, ale po opisie jego pozostałych dokonań, raczej nie wiele straciłem. Jednak When the Wind Blows (oparty na komiksie Raymonda Briggsa), jest zdecydowanie jedną z najciekawszych animowanych produkcji jaką kiedykolwiek widziałem. Film ten niestety przeszedł bez echa (w internecie nie ma nawet polskich napisów), ale warto poświęcić mu chwilę uwagi. Zanim zawieje wiatr. 

Obraz opowiada historię dwójki emerytów mieszkających na angielskiej prowincji. Hilda i James bardzo się kochają i spokojnie żyją w domku z ogrodem. Wszystko zmienia się z chwilą, gdy dowiadują się z radia o wojnie atomowej, która wkrótce dosięgnie Wielką Brytanię. W związku z olbrzymim zagrożeniem James otrzymuje od państwa poradnik, jak radzić sobie w czasie nuklearnego konfliktu. Pierwszym krokiem jest zbudowanie schronu, który pomoże im przeżyć wybuch. Mimo sprzeciwów żony, starszy pan demoluje dom, żeby przygotować schronienie, dokładnie jak podają wytyczne. Hilda i James wkrótce jednak będą zmuszeni zdać sobie sprawę, że na poradniku nie można do końca polegać…

Autor historii miał doskonały pomysł, ponieważ przedstawił obraz postnuklearnego świata z zupełnie innej perspektywy. Całą historię widzimy oczami dwójki starszych ludzi, którzy wiele już w życiu przeszli. Wychowali syna, który mieszka w Londynie i nie utrzymuje bliższych kontaktów z rodzicami, więc nie zostaje im nic innego jak tylko wspominanie starych czasów. Podczas przygotowań do zagłady z rozrzewnieniem wspominają czasy drugiej wojny światowej, którą oboje przeżyli. W rozmowach często mylą Związek Radziecki z nazistowskimi Niemcami. Widzowi zaczyna się nawet wydawać, że są zadowoleni z wojny, ponieważ na swój sposób pomaga ona im oderwać się od rutynowego życia.  Nie spodziewają się jednak, że nowy konflikt może okazać się aż tak zgubny w skutkach. Po wybuchu wciąż ślepo wierzą, że ktoś przyjdzie im z pomocą. Cały ich spokojny, poukładany, perfekcyjny świat legł w gruzach atomowej pożogi. To jest jednak dopiero początek tragedii, bo II wojna nie przygotowała ich pewne okrutne doświadczenia. 

Animacja sama w sobie nie jest najwyższych lotów, ale nadaje to filmowi jeszcze większego uroku. Zwłaszcza w połączeniu z doskonałą ścieżką dźwiękową. Skomponował ją sam Roger Waters, co nie wydaje się dziwić, biorąc pod uwagę jego antywojenne poglądy. Oprócz jego suity w soundtracku pojawiły się utwory takich artystów jak David Bowie, Genesis czy Hugh Cornwell (współzałożyciel The Stranglers). Tym bardziej dziwny jest  fakt, że mimo obecności tak wybitnych artystów, film nie odniósł komercyjnego sukcesu. Wzrost zainteresowania dziełem mógł wywołać utwór When The Wild Wind Blows zespołu Iron Maiden z ich ostatniego studyjnego albumu The Final Frontier. Zarówno tytuł jak i tekst piosenki są oparte właśnie na tej animacji. 

Najistotniejszą chyba cechą filmu jest jego prostota. Bardzo łatwo jest nam utożsamić się z głównymi bohaterami, których życie w jednej sekundzie wywróciło się do góry nogami. Na początku wszystko wydaje się być całkiem zabawne, ale z każdą kolejną minutą widz czuje coraz więcej współczucia do Jamesa i Hildy. Jest to obraz niesamowicie refleksyjny, dający nam do zrozumienia, że powinniśmy zastanowić się nad tym co się dzieje na świecie. Stanowi rodzaj ostrzeżenia przed tym, co wciąż może spotkać ludzkość, jeśli ta się nie opamięta. Koniec świata widziany z perspektywy dwójki emerytów jest z pewnością pomysłem nowatorskim, ale jednocześnie niezwykle trafnym. Zaczynamy rozważać konsekwencje atomowego konfliktu, nie na płaszczyźnie państwa czy wojska, ale dwójki zwykłych, prostych ludzi. Każdy z nas mógłby być na ich miejscu i mieć swoją własną historię. Miejmy jednak nadzieję, że nigdy nie będzie nam to dane.

Nie mam wątpliwości, że When the Wind Blows jest jednym z najbardziej wzruszających obrazów jakie ostatnio widziałem. Ciepło, które emanuje z protagonistów, ich głęboka ufność w to, że ktoś im pomoże i przede wszystkim wzajemna miłość, powodują, że łatwo wzbudzają sympatię i współczucie. Warto zobaczyć ten film głównie dlatego, żeby przekonać się jak ‘niehollywoodzko’ można opowiedzieć o nuklearnej zagładzie oraz pomyśleć o tym, co teraz dzieje się na świecie. 

8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz