niedziela, 26 stycznia 2014

Jerzy Kosiński 'Malowany Ptak'



Kosiński to z pewnością jeden z najbardziej kontrowersyjnych pisarzy znanych Polakom. Jego dzieła wielokrotnie budziły skrajne emocje. Najgłośniejszą książką w naszym kraju jest bez wątpienia ‘Malowany Ptak’, którego wymowa przez wielu uważana była za antypolską. Powstały nawet prace krytyczne, które podawały w wątpliwość jej treść, jak np. ‘Czarny Ptasior’ Joanny Siedleckiej z 1993. Bo dopiero w wolnej Polsce można było jakkolwiek dyskutować o ‘Malowanym Ptaku’, jej pierwszy przekład ukazał się dopiero w 1989, podczas gdy zachodni czytelnicy mieli możliwość przeczytania jej ponad 30 lat wcześniej.

O co to całe zamieszanie? Kluczem do tej zagadki jest postać autora i rzekome elementy autobiograficzne zawarte w ‘Ptaku’. Kosiński był Żydem urodzonym w 1933 w Łodzi. Podczas wojny wraz z rodzicami ukrywał się na wsi. Po opublikowaniu w USA ‘Malowanego Ptaka’ zaczęły się dywagacje jakoby głównym bohaterem książki był jej autor, czemu sam zainteresowany nie zaprzeczał. Dopiero we wstępie do późniejszych wydań napisał, że wszystko co zawarł w powieści to fikcja. Jednak już nikt nie zwrócił na to uwagi. Kosiński rozpoczął dyskusję, która trwa do dzisiaj i co jakiś czas powraca w raz z nową książką Grossa czy filmem typu ‘Pokłosie’.

Akcja ‘Malowanego Ptaka’ toczy się w owładniętej wojną Polsce. Sześcioletni Żyd zostaje wysłany przez swoich rodziców na wieś, aby uniknąć śmierci. Chłopi niechętnie dają mu schronienie - wygląda inaczej niż wszyscy, więc miejscowi się go boją. Chłopiec wpada w świat guseł, zabobonów i tradycji. Wciąż zmienia opiekunów. Podczas swoich wędrówek spotyka się z najbardziej wynaturzonymi formami okrucieństwa. Jest świadkiem przemocy, morderstw, gwałtów czy zoofilii. Wszystkie te czyny popełniają wieśniacy, których Kosiński kreuje na wynaturzonych równie jak okupant. W końcu idolami chłopca stają się Kałmucy, czyli dezerterzy z Armii Czerwonej, którzy napadają na jedną z wiosek i mordują mieszkańców. Chłopiec przestaje wierzyć w świat wartości. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że kieruje nim tylko i wyłącznie nienawiść. Odrzuca Boga, gdy zostaje wrzucony do rowu z fekaliami po tym jak przez przypadek upuścił mszał w kościele i tym samym napełnia złem swoją duszę. Pragnie tylko zniszczenia i zemsty.

Kosiński opisuje w swojej powieści świat bez zasad. Świat gdzie dobroć, miłość i nadzieja zostały sprane z ludzkiej świadomości przez wojnę. Wojna to w ‘Ptaku’ zaledwie tło do wydarzeń, ale niezwykle istotne, gdyż dehumanizuje ono wszystkich jej uczestników. Niemcy w powieści są postrzegani przez wieśniaków jako słudzy Szatana, bo każdy Niemiec po urodzeniu podpisał pakt z diabłem jak głosi ludowa mądrość. Z kolei mieszkańcy wsi są równie bezwzględni i okrutni. Jeden z nich, zwany Tęczą brutalnie gwałci i morduje młodą Żydówkę znalezioną na torach kolejowych, kobiety bezwzględnie mordują Głupią Ludmiłę, Młynarz wydłubuje oczy parobka łyżką, a Ewka, w której zakochał się główny bohater oddaje się seksualnym praktykom z kozłem. Wszystkim tym okrucieństwom przygląda się mały chłopiec, odmieniec, Żyd, którego niewinność umiera wraz z rozwojem wydarzeń. Pobyt na wsi staje się dla niego prawdziwą szkołą życia. Problem w tym, że nie nauczył się w niej niczego innego poza złem.

Chłopiec w ‘Malowany Ptaku’ jest idealnym przykładem tego jak środowisko wojny wpływa na psychikę. Wszyscy żyją według wartości, które ktoś ładnie określił mianem ‘odwróconego dekalogu’. Nawet niewinne, bezbronne dziecko po takiej traumie nie potrafi się odnaleźć. Wśród wieśniaków czuje się jak tytułowy malowany ptak. Podczas swojego pobytu na wsi mieszkał u łowcy ptaków Lecha. Gdy Lech wpadał w zły nastrój brał jednego ptaka ze swojej kolekcji, malował go i wypuszczał obserwując jak inne osobniki jego gatunku rozszarpują go, gdyż jest ‘inny’. Tak właśnie wygląda sytuacja chłopca. Ludzie boją się go, nienawidzą, uważają za źródło nieszczęść tylko dlatego, że wygląda inaczej. Mimo to jest tak jak oni człowiekiem, Polakiem. Ale kiedy wojna dobiega końca chłopiec już nie jest tą samą osobą . Staje się bezduszny, pozbawiony skrupułów i okrutny jak jego wiejscy opiekunowie i niemieccy oprawcy. Doprowadza do katastrofy kolejowej, w której giną wieśniacy jadący na targ. To jego symboliczny akt zemsty za wszystkie upokorzenia, które otrzymał z ich strony.

Nic dziwnego, że powieść Kosińskiego wywołała burzę. Zburzyła bowiem mit bohaterskich Polaków pomagających Żydom. Polscy partyzanci również zostali przedstawieni w nieciekawym świetle. Autor w sposób brutalny i naturalistyczny przedstawia wynaturzenia mieszkańców polskiej wsi. Mniej wrażliwi czytelnicy z pewnością mogą mieć problemy z przebrnięciem przez niektóre fragmenty powieści. Problem jest jeden – granica między fikcją, a rzeczywistością. Jeśli ktoś przyjmuje, że ‘Malowany Ptak’ powstał na podstawie autentycznych wydarzeń, to rzeczywiście jego lektura może wywołać szok. Jeżeli natomiast potraktujemy powieść Kosińskiego jako fikcję literacką, otrzymamy ciekawie zbudowaną psychologiczną powieść o ludzkim okrucieństwie, trochę zbyt zdominowaną przez naturalistyczne sceny przemocy.

Kiedy na ekrany kin w USA wchodził film ‘Ludzka Stonoga’, każdy widz przed seansem otrzymywał papierową torebkę do użycia we wiadomym celu, a przed wejściem czekały karetki. Nie wiem czy te same środki musiałby być zastosowane, gdyby ktoś odważył się przenieść  na ekran ‘Malowanego Ptaka’, ale z pewnością część widzów o większej wrażliwości w pewnym momencie opuściłaby kino. Ja sam zaliczyłbym się do nich. Powieść Kosińskiego jest naprawdę warta uwagi i przeczytania, jednak nieco zbyt dosłownie emanuje brutalnymi scenami. Nie wiadomo jednak czy autorowi nie chodziło bardziej o sukces komercyjny książki w USA i stąd jest w niej tak wiele wynaturzenia. Warto jednak sięgnąć po ‘Malowanego Ptaka’, chociażby po to, żeby przekonać się, że można napisać powieść o Polakach w czasie II wojny inaczej. Gdzie nie są oni bohaterami, ale istotami równie bezwzględnymi co nazistowski okupant. 

7/10

piątek, 17 stycznia 2014

Nimfomanka cz. I/Nymphomaniac part I (2013)



Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale… już wiecie.

Szczerze mówiąc, bardzo obawiałem się nowego dzieła, które wyszło spod ręki Larsa von Triera. Z jednej strony nie mogłem się doczekać ,co mój ulubiony reżyser stworzył tym razem, a z drugiej nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że film będzie po prostu przeintelektualizowaną pornografią. Tymczasem bardzo miło się zaskoczyłem, bo Trier zaserwował widzowi opowieść lekką, ciekawą i jednocześnie niezwykle głęboką. 

Film, to historia nimfomanki Joe, która opowiada historię swojego życia Seligmanowi, starszemu gentlemanowi, który znajduje ją pobitą na ulicy. Kobieta obwinia się o zniszczenie życia wielu ludziom i tym samym zabiera widza w podróż w głąb kobiecej psychiki i seksualności. Obraz podzielony jest na kilka rozdziałów, z których każdy opowiada inny epizod z życia erotycznego Joe. Historia zaczyna się, gdy bohaterka jest jeszcze dzieckiem i powoli odkrywa swoją płciowość. Z czasem zaczyna zadawać sobie sprawę, że seks nie jest już dla niej tylko przyjemnością, ale celem w życiu.

Jeszcze przed wejściem filmu do kin wywołał on ogromne kontrowersje. Pierwszy kadr udostępniony opinii publicznej przedstawiał główną bohaterkę filmu, graną przez Charolotte Gainsbourg, w dwuznacznej scenie z dwoma czarnoskórymi mężczyznami. Do tego doszły komentarze, jakoby aktorzy mieli na planie naprawdę uprawiać seks. Oliwy do ognia dolał także wywiad z Shia LaBeoufem, który wyznał, że rolę otrzymał po wysłaniu von Trierowi sekstaśmy , na której kochał się ze swoją dziewczyną. Sceny pornograficzne stanowią jednak najsłabszy element filmu. Trier nie przełamał w zasadzie żadnego tabu, podobne sceny obserwowaliśmy już wcześniej, chociażby w Intymności  Chéreau czy legendarnym Kaliguli. U Duńczyka stanowią jedynie tło dla całej historii i nie reprezentują sobą nic, czego nie widzieliśmy w kinie wcześniej
.
Trier po raz pierwszy, od czasu Dogville i Mandarlay, zaczął bawić się formą. Widz porusza się w różnych estetykach. Mamy scenę nagraną z czarno białym filtrem (czyżby subtelne nawiązanie do Europy?), do tego dochodzi dzielenie ekranu, pojawiające się wzory matematyczne, fragmenty filmów o wędkowaniu czy wreszcie elementy komizmu i groteski, czyli czegoś zupełnie nowego u tego reżysera. Już pierwsza scena jest niezwykle ciekawa, zapowiada się bardzo subtelnie, na początku widzimy śnieg opadający na nieprzytomne ciało Joe, a po chwili słyszmy hałaśliwą muzykę niemieckiego zespołu Rammstein. Historia nimfomanki przeplatana jest także pełnymi erudycji dialogami z Seligmanem na temat religii, muzyki, wędkarstwa czy… obcinania paznokci. 

Całą historię reżyser serwuje nam w bardzo lekkiej i przystępnej formie. Jest to chyba pierwszy jego film tak prosty w odbiorze, a jednocześnie nie pozbawiony wartości intelektualnych. Kluczowe w całej wymowie dzieła jest zdanie wypowiedziane przez Joe: Od innych różniłam się tylko tym, że zawsze chciałam więcej. Symbolika obrazu skupia się, więc na kobiecie jako źródle grzechu. Wykorzystywała mężczyzn, tym samym niszcząc ich życie rodzinne, relacje z innymi ludźmi oraz samych w sobie. I chociaż Joe nazywa się złą kobietą, to jednak widz nie ocenia jej surowo. Problematyka poruszona przez von Triera wciąż jest tematem dość enigmatycznym. Uzależnienie od seksu we współczesnej kulturze odbierane jest jako akt wyzwolenia oraz władzy nad własnym ciałem. Twórca Tańcząc w Ciemnościach postanowił jednak pokazać to  z zupełnie innej strony – nie wdaje się z widzem w światopoglądową dyskusję, ale prowadzi go do źródła problemu, pokazując, że nimfomania wcale nie jest tak różowa, jak nam się wydaje. Bardzo ważne są w tym całym kontekście słowa Seligmana, który stwierdza, że czemu nie latać, skoro mamy skrzydła. Tym samym Trier zmusza nas do refleksji o życiu. Czy mamy z niego korzystać w pełni, nie przejmując się innymi ludźmi, czy może powinniśmy przekładać zasady moralne i etyczne nad własne potrzeby i pragnienia?

Niewątpliwą zaletą filmu są aktorzy. Charlotte Gainsbourg stworzyła bez wątpienia najlepszą kreację spośród trzech filmów von Triera, w których wystąpiła (pozostałe to Antychryst oraz Melancholia). Wykreowała swoją bohaterkę na postać słabą , kruchą i uległą, a jednocześnie niezwykle szczerzą, nie tylko w stosunku do Seligmana, ale również samej siebie. W retrospekcjach w postać Joe wcieliła się Stacy Martin, która zadebiutowała na dużym ekranie. Trzeba przyznać, że jak na aktorkę bez doświadczenie spisała się znakomicie. O Stellanie Skarsgardzie, który zagrał Seligmana nie ma się co rozpisywać – dał z siebie wszystko (jak zawsze). Z kolei największym zaskoczeniem okazała się Uma Thurman, która zagrała zdradzaną przez męża Mrs. H. Chociaż pojawiła się na ekranie tylko w jednej scenie, to z pewnością stworzyła najbardziej charakterystyczną kreację. Warto też wspomnieć o świetnym Christianie Slaterze, znanym głównie z kina akcji. W najnowszym dziele Larsa von Triera wcielił się w ojca Joe, postać skrajnie różną od tych, do których przyzwyczaił widza. Najsłabszy z kolei okazał się Shia LaBoufe, którego Jerome był po prostu nijaki. Udowodnił tym samym, że jednak wciąż najlepiej sprawdza się w filmach przygodowych z gigantycznymi samochodami. 

Lars von Trier znowu zaskoczył, wszedł w rejony kina, których wcześniej nie eksploatował. I wyszło mu to na dobre. Nimfomanka jest filmem lekkim, a jednocześnie nie pozbawionym trierowskiej głębi. Moim zdaniem, to najlepsze dzieło Duńczyka od czasu Dogville. Pozostaje niecierpliwe oczekiwanie na drugą część, której polska premiera odbędzie się ostatniego dnia stycznia. Na koniec, warto się zastanowić nad zdaniem wypowiedzianym przez przyjaciółkę Joe: Tajemnym składnikiem seksu jest miłość. Mam wrażenie, że reżyser chciał zostawić widzą z tą refleksją. Ja zostawiam z nią czytelnika. 

8/10  

wtorek, 7 stycznia 2014

Przełamując Fale/Breaking the Waves (1996)


Wszystko dla miłości.

Przełamując Fale jest bez wątpienia jednym z najważniejszych filmów w dorobku Larsa von Triera. Pierwsza część tzw. Trylogii Złotego Serca, wielokrotnie nagrodzona i nominowana do największych nagród filmowych na świecie, to wspaniała, poruszająca opowieść o tym, do czego jest w stanie posunąć się bezgranicznie zakochana osoba. 

Osią fabuły są relacje małżeńskie młodej i trochę naiwnej dziewczyny Bess oraz jej sporo starszego męża – Jana. Para jest ze sobą bardzo szczęśliwa, jednak (jak to bywa w filmach duńskiego reżysera) coś musi pójść nie tak. Jan pracując na platformie wiertniczej doznaje poważnego urazu i prawdopodobnie będzie sparaliżowany do końca życia. Prosi żonę, żeby w czasie jego rekonwalescencji miała stosunki z innymi mężczyznami i opowiadała mu o nich. Bess postanawia spełnić jego życzenie, ponieważ wierzy, że tym samym pomoże mu wyzdrowieć.  

Produkcja ta jest przełomowa dla Triera, ponieważ wraz z nią wytworzył pewien schemat, na którym koncentruje fabułę większości swoich późniejszych filmów. Mianowicie, chodzi o przedstawienie kobiety – idealistki, w sytuacji kryzysowej i skonfrontowanej z nieżyczliwie nastawioną, hermetyczną społecznością, w której musi żyć, co zazwyczaj kończy się tragedią. Bess idealnie wpasowuje się w ten schemat. Wyznaje prawdziwą miłość i wierząc, że jej seksualne przygody pomogą Janowi wyzdrowieć coraz bardziej dąży ku strasznemu finałowi. Mieszka w małym miasteczku, w którym najwięcej do powiedzenia ma nieprzychylna kobietom Rada Starszych oraz miejscowy kościół, którego patriarchalną rolę von Trier stara się wyeksponować. 

Zdaje się, że reżyser próbuje także przedstawić rolę kobiety w społeczeństwie. Bess jest traktowana przez większość mężczyzn jedynie jako obiekt zainteresowania seksualnego. Jednak jej bezinteresowna wiara w miłość drugiej osoby przywraca nadzieję, że kobiety nie da się totalnie uprzedmiotowić. Natomiast, jej wyzwolenie powoduje oskarżenia o prostytucję i w rezultacie wydalenie jej z lokalnej społeczności. Fakt ten jest niezwykle istotny, ponieważ Bess to dziewczyna bardzo ufającą Bogu, z którymi notorycznie rozmawia, chcąc podjąć właściwą decyzję. Przedstawiając te dwa aspekty, reżyser chce, żebyśmy sami zastanowili się w jak trudnej sytuacji może znaleźć się kobieta. 

Dzięki temu film możemy odbierać na różnych płaszczyznach – feministycznej, religijnej czy wreszcie społecznej. Wszystkie trzy przenikają się właśnie w postaci Bess, która nieustannie walczy o życie ukochanego, gotowa poświęć godność i moralność. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się być kobietą głupią i naiwną, to tak naprawdę jest najsilniejszym charakterem w całym filmie. Ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów potrafi dokonać aktu poświęcenia (motyw ten powróci w kolejnych częściach Trylogii – Idiotach i Tańcząc w Ciemnościach). Mam wrażenie, że von Trier, mimo wszystko, szuka w ludziach dobra, jasnej strony. Pokazuje, że bez względu na to jak bardzo tragiczna jest sytuacja, w której się znajdujemy, zawsze można sprawić, że świat stanie się lepszym miejscem. 

Dzieło Larsa von Triera, to także niewątpliwie dzieło niezwykłe pod względem formy. Chociaż dopiero jego kolejny film Idioci otrzyma tytuł filmu Dogmy (manifestu artystycznego stworzonego przez duńskich reżyserów w 1995 roku), to Przełamując Fale staje się jak gdyby wstępem do niej. Film nakręcony jest w sposób bardzo ascetyczny i minimalistyczny. Operowanie kamerą ‘z ręki’, kręcenie poza studiem i brak ścieżki dźwiękowej powodują, że oglądając ten obraz mamy wrażenie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Trier zaciera wszystkie granice między dziełem, a odbiorcą. Hiperrealizm w tym przypadku, to dość łagodne określenie. Niezmiernie wpływa to na sam wydźwięk i odbiór filmu przez widza, który dzięki temu jeszcze bardziej wczuwa się w sytuację bohaterów. 

Kolejną wielką zaletą tej produkcji są aktorzy. Emily Watson w roli Bess jest niesamowita, więc wcale nie dziwi jej nominacja do Oscara. Wykreowała postać bardzo subtelną i słabą, a jednocześnie z niesamowicie silną wolą do pokonania przeszkód, przełamania fal. W rolę Jana natomiast wcielił się jeden z ulubionych aktorów Larsa von Triera Stellan Skarsgard, który wystąpił w wielu jego późniejszych filmach. Jego kreacja też jest doskonała, ponieważ Jan jest z  jednej strony znienawidzony przez widza za próby manipulacji Bess, a z drugiej trudno mu nie współczuć i nie docenić jego miłości do żony. 

Przełamując Fale, to kolejna wielka produkcja duńskiego reżysera. Zdecydowanie jest to jedno z jego najlepszych i najważniejszych dzieł. Wszystkim, którzy nie znają polecam. Tym, którzy znają, również, bo na pewno z każdą kolejną projekcją odkryją w nim coś nowego. 

9/10