Wszystko dla miłości.

Osią fabuły są relacje małżeńskie młodej i trochę naiwnej
dziewczyny Bess oraz jej sporo starszego męża – Jana. Para jest ze sobą bardzo
szczęśliwa, jednak (jak to bywa w filmach duńskiego reżysera) coś musi pójść
nie tak. Jan pracując na platformie wiertniczej doznaje poważnego urazu i
prawdopodobnie będzie sparaliżowany do końca życia. Prosi żonę, żeby w czasie
jego rekonwalescencji miała stosunki z innymi mężczyznami i opowiadała mu o
nich. Bess postanawia spełnić jego życzenie, ponieważ wierzy, że tym samym
pomoże mu wyzdrowieć.
Produkcja ta jest przełomowa dla Triera, ponieważ wraz z nią
wytworzył pewien schemat, na którym koncentruje fabułę większości swoich
późniejszych filmów. Mianowicie, chodzi o przedstawienie kobiety – idealistki, w
sytuacji kryzysowej i skonfrontowanej z nieżyczliwie nastawioną, hermetyczną
społecznością, w której musi żyć, co zazwyczaj kończy się tragedią. Bess
idealnie wpasowuje się w ten schemat. Wyznaje prawdziwą miłość i wierząc, że
jej seksualne przygody pomogą Janowi wyzdrowieć coraz bardziej dąży ku
strasznemu finałowi. Mieszka w małym miasteczku, w którym najwięcej do powiedzenia
ma nieprzychylna kobietom Rada Starszych oraz miejscowy kościół, którego
patriarchalną rolę von Trier stara się wyeksponować.
Zdaje się, że reżyser próbuje także przedstawić rolę kobiety
w społeczeństwie. Bess jest traktowana przez większość mężczyzn jedynie jako
obiekt zainteresowania seksualnego. Jednak jej bezinteresowna wiara w miłość
drugiej osoby przywraca nadzieję, że kobiety nie da się totalnie uprzedmiotowić.
Natomiast, jej wyzwolenie powoduje oskarżenia o prostytucję i w rezultacie
wydalenie jej z lokalnej społeczności. Fakt ten jest niezwykle istotny,
ponieważ Bess to dziewczyna bardzo ufającą Bogu, z którymi notorycznie rozmawia,
chcąc podjąć właściwą decyzję. Przedstawiając te dwa aspekty, reżyser chce,
żebyśmy sami zastanowili się w jak trudnej sytuacji może znaleźć się kobieta.
Dzięki temu film możemy odbierać na różnych płaszczyznach –
feministycznej, religijnej czy wreszcie społecznej. Wszystkie trzy przenikają
się właśnie w postaci Bess, która nieustannie walczy o życie ukochanego, gotowa
poświęć godność i moralność. Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się być
kobietą głupią i naiwną, to tak naprawdę jest najsilniejszym charakterem w
całym filmie. Ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów potrafi
dokonać aktu poświęcenia (motyw ten powróci w kolejnych częściach Trylogii – Idiotach i Tańcząc w Ciemnościach). Mam wrażenie, że von Trier, mimo wszystko,
szuka w ludziach dobra, jasnej strony. Pokazuje, że bez względu na to jak
bardzo tragiczna jest sytuacja, w której się znajdujemy, zawsze można sprawić,
że świat stanie się lepszym miejscem.
Dzieło Larsa von Triera, to także niewątpliwie dzieło
niezwykłe pod względem formy. Chociaż dopiero jego kolejny film Idioci otrzyma tytuł filmu Dogmy
(manifestu artystycznego stworzonego przez duńskich reżyserów w 1995 roku), to Przełamując Fale staje się jak gdyby
wstępem do niej. Film nakręcony jest w sposób bardzo ascetyczny i minimalistyczny.
Operowanie kamerą ‘z ręki’, kręcenie poza studiem i brak ścieżki dźwiękowej
powodują, że oglądając ten obraz mamy wrażenie, że to wszystko dzieje się
naprawdę. Trier zaciera wszystkie granice między dziełem, a odbiorcą.
Hiperrealizm w tym przypadku, to dość łagodne określenie. Niezmiernie wpływa to
na sam wydźwięk i odbiór filmu przez widza, który dzięki temu jeszcze bardziej
wczuwa się w sytuację bohaterów.
Kolejną wielką zaletą tej produkcji są aktorzy. Emily Watson
w roli Bess jest niesamowita, więc wcale nie dziwi jej nominacja do Oscara.
Wykreowała postać bardzo subtelną i słabą, a jednocześnie z niesamowicie silną
wolą do pokonania przeszkód, przełamania fal. W rolę Jana natomiast wcielił się
jeden z ulubionych aktorów Larsa von Triera Stellan Skarsgard, który wystąpił w
wielu jego późniejszych filmach. Jego kreacja też jest doskonała, ponieważ Jan
jest z jednej strony znienawidzony przez
widza za próby manipulacji Bess, a z drugiej trudno mu nie współczuć i nie
docenić jego miłości do żony.
Przełamując Fale, to
kolejna wielka produkcja duńskiego reżysera. Zdecydowanie jest to jedno z jego
najlepszych i najważniejszych dzieł. Wszystkim, którzy nie znają polecam. Tym,
którzy znają, również, bo na pewno z każdą kolejną projekcją odkryją w nim coś
nowego.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz