Temat molestowania seksualnego dzieci przez rodziców jest
często eksponowany w kinie. Czy można zrobić film i ukazać ten trudny temat w
niebanalny sposób? Widocznie można, bo Thomasowi Vinterbergowi się to udało. Mało
tego, film duńskiego reżysera jest pierwszym obrazem stworzonym zgodnie z
manifestem Dogme 95, który trzy lata wcześniej stworzył ze swoim kolegą po fachu Larsem von Trierem.
Film pokazuje przyjęcie z okazji 60-tych urodzin pana Helge
(wspaniale zagrał go zmarły niedawno Henning Moritzen), głowy rodziny, nestora
rodu i bogatego biznesmena. Impreza odbywa się jednak w niezbyt przyjemnej
atmosferze, to jest w cieniu śmierci córki jubilata Lindy, która niedawno
popełniła samobójstwo w rodzinnym hotelu.
Mimo tragicznego wydarzenia, rodzina stara się, żeby Helge
spędził miło czas i na długo zapamiętał uroczystość. O to postarał się jego syn
Christian (świetny Ulrich Thomsen), który podczas przyjęcia wyznaje, że w raz
ze swoją siostrą bliźniaczką Lindą byli w dzieciństwie wykorzystywani przez
szanownego jubilata.
Od tego momentu film staję się psychologicznym stadium
zachowań bogatej rodzinki, która skonfrontowana z niewygodną prawdą za wszelką
cenę stara się dostosować do sytuacji. Część nie wierzy mężczyźnie, inni widząc
atmosferę skandalu postanawiają opuścić rezydencję (Christian jednak zadbał,
żeby im się to nie udało).
Bardzo ciekawie reżyser kreuje Else, matkę Christiana i żonę
Helge, która była świadkiem cierpienia dzieci. Z jednej strony wykreowana na
nieczułą i zimną, z drugiej, nie można kwestionować jej miłości do męża i
dzieci. Jednak widz w pewnym momencie ma wrażenie, że jest ona równie winna
tragedii co Helge, a może i bardziej, bo swoim milczeniem mocniej krzywdziła
Christiana i Lindę, pokazując świat pełen braku uczuć, zaufania i miłości.
Vinterberg dzięki założeniom Dogmy (m.in. kręcenie w
naturalnych lokacjach, brak ścieżki dźwiękowej)stworzył film bardzo
realistyczny. Obserwujemy przyjęcie tak jakbyśmy sami w nim uczestniczyli. Do
tego serwuje nam jeszcze inne niezbyt przyjemne tematy - takie jak: rasizm, zdrada, przemoc w rodzinie. Nie brakuje jednak pozytywnych aspektów. Christian ma w hotelu swoich przyjaciół (są to przede wszystkim pracownicy, a więc ludzie z niższego szczebla drabiny społecznej), którzy nie wahają się mu pomóc i wspierają go. Można wysnuć wniosek, że to pieniądze niszczą ludzi, odzierając ich ze wszystkich pozytywnych cech.
Kluczową i najbardziej symboliczną sceną jest ta kończąca
film. Gdy nikt już nie ma wątpliwości co do winy Helge wszyscy siadają do
śniadania, a gdy w drzwiach pojawia się sześćdziesięciolatek rodzina po prostu
każe mu wyjść, bo chce w spokoju zjeść posiłek. Vinterberg chce nam pokazać
brutalną prawdę o życiu – ludzie nie potrafią zmagać się z własnymi demonami,
nie potrafią zmierzyć się z rzeczywistością. Mimo tragicznej prawdy nic w
sercach bohaterów nie ulega zmianie. Wciąż są tymi samymi nieczułymi ludźmi,
którymi byli wcześniej.
Dla kogo?: dla
ludzi, którzy lubią wciągające psychologiczne kino, a w szczególności dla fanów
Dogme, ale oni na pewno już widzieli ten film.
Nie polecam: ludziom,
którzy liczą na łzawą historyjkę o biednych, skrzywdzonych dzieciach.
Zawiedziecie się!
8/10
Ostatnio coraz ciekawsze pojawiają się właśnie produkcje odnośnie relacji dziecko-rodzic. Zwróciłem uwagę również, że najczęściej dotyczą relacji ojciec-syn - ten stereotyp o twardej ręce ojca, niejednokrotnie nadużywając przemocy wychowująca syna na zamkniętego w sobie dorosłego człowieka, który nigdy sobie z tym nie poradził, ani nigdy ojcu nie wybaczył... Ten stereotyp trwa. Mamy to w dawniejszych filmach, takich jak "Pręgi" (genialne polskie kino z Fryczem i Żebrowskim) oraz w nowszych, takich jak "Narrenturm" (z Kotem i Kotysem). Zabawne, że akurat polskie kino przyszło mi do głowy.
OdpowiedzUsuńRelacje między ludźmi są szalenie ciekawym tematem. Zgadzam się, że najczęściej wychodzą z tego ckliwe końcówki i "happy endy". Dlatego właśnie recenzja mnie zaintrygowała. Problem w tym, że szukałem tego filmu (o, zgrozo, przyznaję się do piractwa) i jakoś nie znalazłem...
Trafne spostrzeżenie. Mnie 'Festen' początkowo zaintrygował nie tyle samą fabułą, ale swoją formą. Chodzi mianowicie o manifest Dogme 95, którego jestem wielkim fanem i z pewnością zrecenzuje jeszcze nie jeden film stworzony według jej zasad.
OdpowiedzUsuńVinterberg w swoim filmie pokazuje dramat mężczyzny, który po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa nie potrafi się odnaleźć w życiu. I to jest największy dramat, strach przed uczuciami; świadomość, że każdy może skrzywdzić.
Film niestety jest bardzo ciężko zdobyć w sposób legalny (czyt. niemożliwe), ale gdzieś w czeluściach internetu można go obejrzeć. Polecam!